wtorek, 14 grudnia 2010

Czuję zapach pomarańczy...




Zastanawiałam się jak zacząć...
A bardzo chciałam.
Bardzo chciałam, bo dawno nie pisałam.
I złapałam juz nawet zdjęcia, którymi chciałam się podzielić, ale nie wiedziałam, co by tu z nimi i jak by je... aż tu nagle Andrzej Wiekiera (którego z tego miejsca bardzo serdecznie pozdrawiam:) wkleił link:

http://www.youtube.com/watch?v=DVd9t8372cs

I tenże link doskonale komponuje się ze zdjęciami.

I w ogóle z całą świąteczną atmosferą (brrrr...), bo czymże byłyby Święta bez zapachu pomarańczy? A "ziemia pod nogami [z pewnością za-]tańczy", zwłaszcza po "Pasterce", gdy pół (99,9% ?) Polski wchłonie zbytnią ilość alkoholu, jak to ma w zwyczaju, gdy chce okazać wszechogarniającą ją radość.

Święta Święta, idealny okres na marnowanie jedzenia, ogólnie nadmierną konsumpcję wszystkiego, co na tym padole. Także, mój mały apel:

podziel się posiłkiem

zachowaj umiar we wpierdalaniu

pogadaj z psem lub kotem (bo ryby głosu nie mają)

często wychodź na spacer i

bądź miła/y dla sąsiadów

środa, 27 października 2010

Witamy w Krakowie




Jak widać spleśnianie jedzenia to u nas cecha rodzinna, choć tu marnuje się go mniej.

I czuć już mroźne powietrze znad gór.


PS. Bardzo jestem Bakukowi wdzięczna!!
Dziś ok. 10:00 przeczytałam: "Jesteś cudowna"!

poniedziałek, 13 września 2010

Skarby jesieni




Czuć ją coraz bardziej. Tak, tak, Jesień przychodzi do nas z koszem pełnym jej cnót i smakołyków, który podjumała Babiemu Latu.

A to jest ważny post - po pierwsze, publikowany w jednym z najszczęśliwszych dni, na pewno najszczęśliwszym poniedziałku w moim życiu.
Po drugie - uwidacznia jak zacnie działa aparat w moim nowym telefonie. Pięknie rysuje.

To naprawdę piękny czas!

piątek, 27 sierpnia 2010

Czuć jesienią...



Jest idealna pogoda na siedzenie w domu, przy kubku gorącej herbaty. Ale ponieważ nie mam zadowalającego mnie zdjęcia spleśniałej, czy też inaczej zdeformowanej, herbaty, pozwalam sobie wkleić ocieplające nieco atmosferę brzoskwinki [a może to były nektarynki...?]
Wieczory coraz mocniej pachną jesienią. Wiatr, jeszcze ciepły, miewa arktyczne podmuchy. Deszcz, już zdecydowanie, nieletni
nieletni, ale jeszcze nie na tyle dojrzały, by nosić miano jesiennej słoty.
Tak, tak, nie ma co się oszukiwać, "babie lato z mgły przędzie srebrną nić"...

poniedziałek, 19 lipca 2010

Sezon marchewkowy




Marchew. Rośnie latam. Gnije zawsze.
A Wikipedia mówi:
"W przeszłości rozpowszechniona była marchew w różnych kolorach: białym, żółtym, pomarańczowym, fioletowym oraz tzw. tęczowym. Obecną popularność na świecie pomarańczowa marchew zawdzięcza Holendrom, którzy wyhodowali oraz wypromowali odmianę w tym kolorze". Wiedzieliście?

niedziela, 6 czerwca 2010



Chleb.
Z okazji niedawnego święta przypadającego na 3.o6

czwartek, 15 kwietnia 2010

Dżemik dziadka Jacka...



Zważywszy na wszechnarodową żałobę, nie publikuję tego postu wtedy, kiedy chciałam pierwotnie (16.o4.2010r.), a kilka dni później. Chociaż nie ma wiele śmiesznego w słoiku z pleśniejącym dżemem, to w Janie Marii Poszepszyńskim, któremu ośmieliłam się zadedykować ten post, jest już całkiem sporo. On to bowiem, moim zdaniem, jest najznamienitszym w dramacie krótkiej formy wielbicielem dżemu w każdej postaci (łącznie z dżemem pod postacią maści na szczury :) Jeśli masz wątpliwości lub - co gorsza - masz pewność, że nie znasz zacnej osoby dziadka Jacka, zmień to:

http://wenna20.wrzuta.pl/audio/0RfSe3YQKph/rodzina_poszepszynskich-_seans_spirytystyczny

Ach, a co do dżemu, był z czarnej porzeczki (czy tam owoców leśnych). I był dobry. A pleśń w nim wyhodowana zrobiła takie "puff" (onomatopeja), gdy otworzyłam słoik (bo to była taka proszkowa pleśń).

czwartek, 1 kwietnia 2010

zdjęcie-początek



Od niego wszystko się zaczęło.

Jak widzisz, jest jeszcze stary blat, który został zamieniony na biały (będący obecnym tłem do zdjęć) niedługo po tym, jak przypaliłam go rozgrzaną pokrywką od patelni. Szalom.

wtorek, 23 marca 2010

Mniam! numer dwa..



Znalazłam dziś, w koszu wielkim wiklinowym i na blacie przy parapecie (ecie_pecie)
Co poniektóre (pomarańcze) były już twarde jak głaz (no, głazik właściwie), jedną chciałam kiedyś obrać ze skórki i zjeść (to była zasadniczo mandarynka...), ale nie udało się - teraz w tym miejscu powstała dziura, a w niej zrodziła się pleśń :)

sobota, 13 marca 2010

Tu się wchodzi, naciska, ogląda się z bliska..



I tak oto się zaczyna przygoda tegoż bloga. Miałam go założyć... już jakiś czas temu. Wreszcie jest. Wreszcie mam na tyle czasu, żeby usiąść z komputerkiem na kolanach i wgrać zdjęcia.
Idea bloga? Pff, nie chcę rozprawiać o wyższości turpizmu nad powszechną estetyką ani też mówić jak to źle kiedy marnuje się jedzenie. Choć przyznaję, widzę te marnujące się (bo kupowane w nadmiarze przez współlokatorkę) owoce, warzywa, chleby i strasznie mnie to wkurwia.

Zapraszam więc.